Ach te hormony…
Pewnej nocy przyśnił Ci się sen o hormonach. Dziwnie się wtedy czułeś, bo zawsze śnisz, nie wiedzieć czemu, o drewnianych budkach dla ptaków na wysokości pięciokrotnie przekraczających Ciebie. Albo o szyszkach, do których nie sięgasz, bo jesteś za mały. I masa innych irytujących snów. A ten sen o hormonach, dość, że nie był irytujący, to był bardzo pouczający. Rano budzisz się i uświadamiasz sobie, że nagle wszystko o nich wiesz. Nie nadążasz się jeszcze tym nadziwić, bo z łóżka wyrywa Cię nagle dzwoniący telefon, na którym wyświetla się nieznany numer.
- Panie Keszer, proszę przyjechać do szpitala na endokrynologię! Mamy sporo nowych pacjentów, a brakuje lekarzy, by postawić im diagnozy. Proszę nam pomóc, wiemy, że pan potrafi!
Jesteś trochę zdziwiony tymi słowami, ale z drugiej strony czujesz, że wiesz, o co chodzi, gdzie jechać i jak postępować. Sam nie wiesz dlaczego, ale ubierasz się i jedziesz do pewnego szpitala na oddział endokrynologiczny. Twój rozum mówi Ci, że to niedorzeczność, ale... tam zdaje się być Ci wszystko dobrze znane. Jakby od zawsze nakładasz fartuch i stetoskop i udajesz się do sali nowych pacjentów. Jesteś pewien, że im pomożesz. Na sali ich obserwujesz, badasz oraz przeprowadzasz z nimi wywiad lekarski. Dowiadujesz się, że:
Dziękujesz każdemu za rozmowę, wychodzisz z sali i udajesz się do gabinetu. Na oddziale robi się jakby spokojniej- gwar cichnie. Przeglądasz jeszcze raz zdiagnozowane choroby, wyszukujesz numery jednostek chorobowych, w których początkowo się gubisz, ale dajesz radę. Następnie spotykasz się z lekarzami i rozmawiasz na temat nowych pacjentów i Twoich diagnoz. Jesteś pewny tego, co mówisz i wywierasz duże wrażenie na zespole. Wspólnie podejmujecie decyzję o podawanych lekach i najbardziej odpowiednich dawkach, ale to Ty we wszystkim przodujesz. Wszyscy dziękują Ci za udzieloną pomoc. Powoli zbierasz się do wyjścia, kiedy podchodzi do Ciebie ordynator, zaprasza do swojego gabinetu i tam pyta:
-Pan miał dzisiaj jakiś sen?
-Owszem- odpowiadasz, lekko zaskoczony pytaniem - Śniły mi się hormony, jakbym wszystkie książki na ten temat przeczytał podczas jednego snu. To jakiś obłęd!
-Rozumiem, to rzeczywiście niewiarygodne- twierdzi, choć jego mina wcale tego nie wyraża- A wcześniej? Dręczyły pana jakieś dziwne sny?
- O tak- mówisz, wracając myślami do conocnej walki zdobycia sam-jeszcze-nie-wiesz-czego- Zazwyczaj włóczę się gdzieś po gęstych lasach, a co dziwniejsze- macam tam drzewa, przyglądając im się nadgorliwie z każdej strony. Często zdarza mi się też zwisać tam na lichych gałązkach, gapiąc się na jakieś karmniki drewniane!
- Karmniki? Intrygujące. Coś jeszcze Pan robił w tym lesie?- pyta ordynator, wyraźnie zainteresowany, choć w rzeczywistości nie było po nim widać zaskoczenia. Dziwisz się, że Doktor niczemu się nie dziwi, ale nagle dociera do Ciebie, że ufasz tej osobie i masz przeczucie, że jest Ci w stanie pomóc.
-Byłem w gąszczach krzaków, wyższych ode mnie i Pana razem wziętych. W nich dostrzegłem małe pudełeczko, bo ja wiem, pojemniczek… taki po farbce. Od razu chciałem się do niego dostać, ale przez kolce nie dałem rady się tam przedrzeć. Byłem cały poharatany i ugrzązłem pośrodku tych chaszczy! Proszę mi uwierzyć, to były istne męki Tantala- widzieć, a nie móc wziąć!
Ale była jeszcze jedna, podobna sytuacja. Wspiąłem się na stromą i wysoką skałę. W głowie pojawiły się głosy, jakby chór, który powtarzał: De- Te- pięć- pięć- De- Te-pięć-pięć...Oszaleć było można! Mimo to dostrzegłem ruchomą ściankę, odsłoniłem kamień, a tam- ku mojemu zdziwieniu- klipsiak. O, taki na śniadaniowe kanapki. Panie Doktorze, ileż to endorfin zaczęło mi się wtedy wydzielać! Do czasu, kiedy sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem długopis, który po chwili zleciał daleko daleko w dół. Ogarnęło mnie poczucie beznadziejności. Mimo to czułem pokusę, ażeby otworzyć ten pojemnik, ale stan owej beznadziejności nie pozwolił mi się ruszyć i znów ugrzązłem- tym razem na dwudziestometrowej skale.
Innym razem dopuściłem się kradzieży jakiś breloczków podróżnych. Przez to jakieś Reviewery goniły mnie zawzięcie i obudziłem się cały zalany potem. To wszystko jest chyba nienormalne. Nie wspominając już o tym, że co noc we śnie odbywam jakiś kilkudziesięciokilometrowy maraton po jakieś tajemnicze efteefy! Biegnę jak głupi, tylko dokąd...?
Pan Doktor słucha Cię z uwagą, ale niewzruszony nonsensownością Twoich snów, zupełnie jakbyś opowiadał o ostatniej swojej wycieczce na Malediwy.
- W Pana krwi ewidentnie tkwi geohormon- mówi po chwili milczenia, drapiąc się po swej siwej bródce i obserwując Twoją reakcję- I to nawet dość silny geohormon. To wyjaśniałoby, dlaczego pan w jedną noc ukończył całą medycynę z zakresu endokrynologii! To podświadoma żądza szukania skrzynek sprawiła, że pana organizm zaczął szukać absurdalnych sposobów na dowiedzenie się o geocachingu.
- O geoczym..? Co to jest? Jak to się leczy, panie Doktorze?
- Sam się przekonasz, czymże jest geocaching, bo geohormonu nie da się usunąć z organizmu ani zniwelować objawów jego występowania.- Doktor wzdycha i podchodzi do okna, patrząc się na ładną panoramę Krakowa- Najprościej jest więc się temu poddać i po prostu cieszyć. Czekają pana niesamowite przygody.
- Ale jak się temu poddać? O co chodzi?- pytasz, choć wcale nie czujesz zaniepokojenia, lecz ekscytację, że w końcu zawikłasz, o co chodzi w tych natrętnych faunditach.
Pan Doktor odwraca się w Twoją stronę i wyciąga z fartucha zieloną kopertę. Uśmiecha się szeroko i mówi:
-Tu jest zapisane dla pana zalecenie. Na początek dam panu hinta: Proszę wykorzystać informacje o dzisiejszej czwórce pacjentów. Resztę Pan wie, co zrobić.- kładzie rękę na Twoim ramieniu i uśmiecha się serdecznie- Powodzenia Panie Keszerze.
Po czym wyszedł, a Ty w pokoju zostajesz sam z ową kopertą. Z ciekawością otwierasz ją i wyciągasz maleńką zieloną karteczkę: