21:00
A to się na Święto Zmarłych zadziało. Zabrałem Burasa na cmentarz. Świeczynka do kieszeni, zapałki wdrugiej, a w głowie pamięć o mojej matuli co to jom w ziemi złożyli koło tatuli jak młodo pomarli. Późno już pewnie było. Nawet czarne ptaki coto jak na zime idzie skrzeczom do puźna, zacichły. Usiedlim se koło mogiły na ławce i rozmyślalim. A jak sowa nagle huknęła tożem się skapnoł żemy jakie dwie godziny na cmentarzu siedzieli i że to już zara północ wybije i do domu trza się zbierać coby Wuja Zbycha i Ciotki na nerw naprężenie zbędne nie wodzić.
(…)
23:50
Śmy na stacji paliwowej koło MODO wache brali. Spierw żem jakieś skrzypienie posłyszał a Buras uszy nastawił i warczeć poczoł.
A zara potem ściany centrum handlowego się jagby poruszyły i skrzypieć w narożnikach zaczęły. Zem normalnie zbaraniał i Buras też bo nagle z piszczeniem za swoim ogonem zaczoł gonić. A jak wiater przycichoł tożem w tle radosnom muzykę usłyszał z dwonkami w tle, jakby kto saniami jechał.
Kurde, a może siem oparów benzyny nawonchalim i nam we łbie zwidy się jakie zrodziły – pomyślałem – i dla oczeźwienia łeb w wiadrze z wodą do mycia szyb zanurzyłem a potem niom Burasa oblałem.
Nic nie pomogło! Tylko budynek jeszcze bardziej zaczoł czeszczeć i napenczniał jagby go kto napompował. A ze szpar między ścianami promienista jasność wystrzeliła na okolice.
- Kryj się ! – zakrzyknoł pracownik stacji benzynowej.
Śmy z Burasem pod auto dali susa. I to w ostatniej chwili. Zara coś pierdykneło z hukiem jak wszystkie drzwi z centrum handlowego wywaliło. Budynek się zapadł i wypluł całą armię białobrodaczy przebranych w czapki z pomponem i czerwone stroje. Jak te karaluchy się rozpełzli w skocznym rytmie muzy z DzingelBels motywem i na słupy się wdrapywać zaczeli.
A potem taka jasność nastąpiła żeśmy oczy musieli renkami zasłonić żeby nam gał nie wypaliło.
24:00
Jakaś taka cisza nastała. A jak żeśmy oczy otwarli, to już było „pozamiatane”.
W tym roku Boże Narodzenie drugiego listopada przyszło.
Poprawcie se w kalendarzu na przyszły rok.
PS.
Jakżem do domu wrócił to na stole w kuchni stał przygotowany znicz - mielim go nastempnego dnia dziadziowi na grobie zapalić.
- Spóźnilim się - pomyślałem. Zamiast na groby, pojedziem na swionteczne zakupy.
Jak zwykle zmajstrowałem przecudnej urody logbuk z certami, tylko se sami wypiszta co chceta i oderwijta.
To sie czymajta keszerska rodzinko,
Kesza w jagże okolicznościowym zasobniku szukajta dyndającego jako bombka świąteczna na choince. Stań tyłem do ulicy naprzeciw pnia pszy krawężniku i podnieś głowę do góry.
Całujcie mnie jak i ja was całuje
oxo