W połowie sierpnia 1944 roku, po wyzwoleniu przez Armię Czerwoną ziemi sokołowskiej spod okupacji niemieckiej, w pobliskiej wsi Trzebuska, NKWD zorganizowało obóz. Istniał on stosunkowo krótko, bo tylko do października 1944 roku, ale szacuje się, że w tym czasie przewinęło się przez niego około 2500 osób i byli to głównie żołnierze Armii Krajowej i Wojska Polskiego, schwytani polscy partyzanci, a także żołnierze innych narodowości (Rosjanie, Niemcy, Azerbejdżanie, Ukraińcy, Białorusini, Węgrzy i Litwini). Więźniowie ci po krótkich sądach skazywani byli na zsyłkę na Syberię lub na śmierć. Wyroki śmierci wykonywano potajemnie w pobliskim lesie turzańskim. Ubrania, wszelkie dokumenty i rzeczy osobiste niszczono. Miejsca pochówku natychmiast starannie maskowano - równano ziemię, ściółkę zasypywano igliwiem i mchem, a nawet sadzono drzewa tak, że już w miesiąc po pochówku trudno było takie miejsce odnaleźć. Odznaczały się one jedynie niewielkim ugięciem terenu tworzącym zarys mogiły.
O mordach i zbiorowych mogiłach okoliczni mieszkańcy bardzo dobrze wiedzieli i w przybliżeniu znali ich lokalizację. Powiadomili o zbrodni żołnierzy Armii Krajowej i oni właśnie już w kilka tygodni po likwidacji obozu dokonali pierwszych całkowicie tajnych ekshumacji. Znaleźli w sumie 9 zbiorowych mogił rozrzuconych bezładnie po lesie. Dla pewności jedną z nich odkopali. Po raz pierwszy potwierdziły się wtedy plotki, że aby oszczędzić kule, funkcjonariusze najczęściej podrzynali więźniom gardła, a następnie nagich wrzucali do dołów.
Wszystkie znalezione wtedy mogiły zostały na ile to było możliwe oznaczone: w bezpośrednim ich pobliżu wykonano widoczne do dziś nacięcia na drzewach. Na poniższym zdjęciu znajduje się znak wykonany przy mogile w pobliżu umieszczenia skrytki. Na miejscu warto przyjrzeć się całemu drzewu, a także innym okolicznym.
Według różnych relacji oszacowano, że w turzańskim lesie zostało zamordowanych około 220 - 600 osób, choć oficjalnie ekshumowano zaledwie kilkanaście. Przez kilkadziesiąt lat z uwagi na ustrój panujący na naszych ziemiach, cała sprawa okryta była tajemnicą. Dopiero w 1981 roku przypomniał ją Związek Zawodowy "Solidarność". Konkretne badania rozpoczęto w maju 1990 roku.
Mogiły w Turzy nie były jedynym miejscem na wschodzie Polski, w którym NKWD dokonywało masowych, potajemnych mordów. Jest wiele podobnych miejsc, o których nie wiemy nic lub wiemy bardzo mało. Tu udało się zachować w pamięci okolicznych mieszkańców na tyle dużo szczegółów, że historia straconych tu ludzi ujrzała w końcu światło dzienne i ocalała od zapomnienia. Dlatego też mogiły w Turzy zwane są potocznie "Małym Katyniem".
Źródło: praca Piotra Ożoga "Obóz NKWD w Trzebusce i mord w Turzy" oraz oficjalne informacje pochodzące z tablicy umieszczonej w pobliżu grobów.
Skrytka: to pojemnik typu "clip box" umieszczony w pobliżu krzyża. Dojechać można drogą asfaltową, aż do punktu "Parking". Dalej trzeba iść pieszo jakieś 250 m przez las, dobrze oznakowaną ścieżką. Powodzenia.