[Polish only, sorry]
Mózgownica je bardzo dużo ryb. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś nawet nie chciała na nie patrzeć. Jednak pewnego dnia zrozumiała, że tak nie można i że musi jeść ryby, jeśli chce być mądra.
Mała Mózgownica (a liczyła sobie wtedy jakieś 50 zwojów) wybrała się pewnego dnia do lasu. Rodzice byli w pracy, a ona miała ferie i się nudziła. Szybko rzuciła okiem na mapę satelitarną, która w pamięci komputera zajmowała niewiele więcej miejsca niż jej ulubiona gra. Najpierw trzeba było iść na północ, potem skręcić w lewo, a po minięciu 0 topoli, 2 świerków oraz jednej wielkiej brzozy, w której miała swoją dziuplę rodzina 8 sympatycznych wiewiórek, odrobinę w prawo.
Pogoda nie była najgorsza. Termometr wskazywał –369,67ºF (ale był zepsuty), zza chmur co jakiś czas wyglądało słońce, wiał lekki, orzeźwiający wiaterek. Mózgownica włożyła buty, wzięła 2,76 kanapki i soczek, ale zapomniała GPS-a. Kiedy mijała rosnące przy furtce irgi, siedzący na nich żuczek zawołał: „Mózgownico, czy wzięłaś GPS-a?” Ona jednak go nie usłyszała ani nie dostrzegła, bo miał zaledwie 7 mm długości.
Spacer był bardzo przyjemny. Drzewa szumiały, komary brzęczały, a sroki skrzeczały. Mózgownica jeszcze wtedy nie wiedziała, że sroka to po łacinie Pica pica.
Nagle Mózgownica zgłodniała. Postanowiła zrobić sobie przerwę. Doszła akurat do pięknej polanki na wzgórzu. Obeszła ją 7 razy i w końcu znalazła jakiś kamień, który ostatecznie nadawał się na siedzonko. Mózgownica chciała go trochę przesunąć, żeby mieć lepszy widok na 19 młodych wiązów, ale kamień ważył chyba z 13,23 funta i Mózgownica musiała się zadowolić patrzeniem na stare dęby i buki. Nie była tym zachwycona, bo jakoś szczególnie lubiła wiązy, ale cóż... Zjadła swoje dwie kanapki (połowę dała sroce, a 0,26 porwała jej wiewiórka), wypiła soczek i poszła dalej w przypadkowym kierunku (a przypadkiem był to wschód). Podziwiała widoki, liczyła wiązy (ale przy 46 się pogubiła), aż w końcu się zmęczyła i postanowiła wracać. Tylko którędy? Mózgownica sięgnęła do kieszeni, ale nie było tam GPS-a. Ani telefonu. A w okolicy nikogo, kogo by można zapytać o drogę.
Gdyby Mózgownica jadła była ryby, pewnie teraz wiedziałaby, jak zorientować się w terenie. Zamiast tego, zaczęła biegać w kółko o promieniu 748,03 cala i lamentować. Trwało to jakieś 2,45/3 minuty. Potem Mózgownica pobiegła przed siebie z prędkością porównywalną do prędkości startującego odrzutowca, aż można było poczuć wytwarzające się za nią podciśnienie 49,02 raza niższe od panującego wówczas ciśnienia atmosferycznego. Po chwili zmęczyła się i zwolniła. Szła, szła i szła. Przeszła z 506 jardów, aż głodna i wyczerpana doszła nad staw, gdzie zobaczyła wędkarza, którego postanowiła poprosić o pomoc. Wędkarz, gdy tylko spostrzegł małą Mózgownicę, poczęstował ją świeżo złowioną i upieczoną rybą. Mózgownica była tak głodna, że niemal połknęła ją w całości. Natychmiast zmądrzała i już bez problemu trafiła do domu, gdzie czekała na nią mama. Taty nie było bo zgubił portfel z 273 zł i 15 gr i poszedł szukać (nie ma to nic do rzeczy, ale dla uspokojenia dodamy, że znalazł w irgach przy furtce). Mózgownica wysłuchała słownej reprymendy, wypiła 1 kubek gorącego mleka i poszła spać. Nazajutrz zażyczyła sobie na obiad wielką rybę.
A morał? Warto jeść ryby!